Zrobiłeś już przeogromną ilość dużych rzeczy i długotrwałych projektów pomimo braku motywacji. A zacząłeś to wszystko wtedy, gdy ledwie umiałeś zawiązać sobie buty.
Zrobiłeś już przeogromną ilość dużych rzeczy i długotrwałych projektów pomimo braku motywacji. Nie była Ci wtedy do niczego potrzebna, ponieważ kto inny brał wtedy za Ciebie odpowiedzialność, kto inny Cię pilnował i przymuszał. Bo wcale nie motywował.
Skończyłeś podstawówkę, do której przez 8 lat musiałeś co rano wstawać. Chciało się? Była motywacja?
Wysiedziałeś tysiące godzin w ławce. Przyjemne? Cieszyłeś się na tę perspektywę?
Nauczyłeś się do setek sprawdzianów, klasówek, egzaminów i odpowiedzi. Ogarnąłeś sinusy, cosinusy, rozmnażanie mchów i tony innego badziewia, przez które po prostu trzeba było przejść. Chciało się? Była motywacja?
Prawdopodobnie zdałeś maturę, a wcześniej się do niej przygotowywałeś, wcześniej zdawałeś z klasy do klasy itd. Chciało się? Przyjemne? Była motywacja?
A zacząłeś to wszystko wtedy, gdy ledwie umiałeś zawiązać sobie buty. Gdybyś wtedy myślał, ile przed Tobą, to byś przykucnął i czekał na motywację, bo to długie, trudne i średnio przyjemne.
„Wstawaj, już po siódmej, spóźnisz się do szkoły!”
„Kończ granie i chodź na kolację, ostatni raz powtarzam!”
„Nie, nie wyjdziesz na dwór, dopóki nie nauczysz się chociaż połowy słówek!”
„Weź się w końcu do nauki, bo nigdzie nie pojedziesz!”
Brzmi znajomo? 😊
Robiłeś wielkie, niekoniecznie przyjemne i jednocześnie niezbędne rzeczy, chociaż nie miałeś motywacji. Nie szukałeś jej nawet. Jak to się stało, że teraz nagle ich nie robisz, tylko czekasz na tę motywację?
Bo wtedy troszczyli się o Ciebie (albo gnębili – jak wolisz), rodzice i nauczyciele. Oni przejmowali za Ciebie większość odpowiedzialności i to ich zadanie polegało na tym, żeby Cię przymusić, albo żeby Ci coś ułatwić. I jeśli nie zauważyłeś, że jesteś już dorosły i teraz to absolutnie Twoja rola, to albo możesz czekać aż mama, tata, nauczycielka albo sąsiad przymuszą Cię, zagrożą sankcjami albo będą gadać i uprzykrzać Ci życie aż zrobienie tego, co do Ciebie należy zrobisz, bo będzie mniejszym złem, albo będziesz czekał aż przyjdzie motywacja i zapędzi Cię do roboty – zamiast mamy i taty.
Możesz też zamiast tego zauważyć, że teraz to Ty pociągasz za sznurki i Ty decydujesz co masz robić, a to czy to jest miłe czy nie, nie jest absolutnie żadnym kryterium decyzji. Nie, w tej nowej rzeczywistości nie będzie łatwiej niż było. Porzuć tę fantazję. Nikt nie będzie biegał za Tobą z budzikiem, przypominał Ci o wizycie na siłowni, zmuszał Cię do jedzenia, ani do odrobienia pracy domowej, groził karą. Chociaż… może tak właśnie wygląda to w pracy i dlatego do niej wstajesz co rano i zasuwasz, chociaż tak bardzo Ci się nie chce.
Różnica tkwi w tym, kto decyduje i kto popycha do działania. Motywacja nie ma tu nic do rzeczy. Motywacja to narzędzie do przerzucenia odpowiedzialności na zewnątrz. Jak przyjdzie i zrobi łatwo, to zrobię swoje. Ale jak nie przyjdzie i będzie trudno, to nie robię.
Otóż: no pewnie, że będzie trudno 😊 W każdym razie do momentu, dopóki nie wejdzie w nawyk.
Prawo do samostanowienia, autonomii i decydowania o sobie, o którym tak kiedyś marzyłeś, wiąże się ze zmianą ośrodka odpowiedzialności. Co z tego, że oddaje Ci sprawczość, skoro odziera Cię z iluzji i łatwości. Rzecz w tym, że ludzie nie chcą skuteczności, tylko łatwości. Nie chcą wysiłku, tylko przyjemności. Nie chcą odpowiedzialności, tylko zysków. To integralna część ludzkiej natury, o której pisał już Freud. Siła tej natury jest bezwzględna. A nieco bardziej nowoczesne podejście rozróżnia samoregulację organizmu od samokontroli. Pierwsze spotkanie z klientem, z którym pracuję do dziś, rozpoczęło się od tego, że od dłuższego czasu nie mógł znaleźć motywacji do tego, aby zapisać się i chodzić na siłownię. W związku z czym w dzień wolny, wyszedł z domu i przyszedł do mnie tak, jak się umówił. Tak zdecydował.
.
– Chcesz zapisać się na siłownię i dlatego przyszedłeś do mnie?
.
.
– Hmmm… no tak.
.
.
– To znaczy chcesz, żebym zapisał Cię na siłownię, dobrze rozumiem?
.
.
– Nie no, zapisać to ja się wiem jak. Boję się po prostu, że się zapiszę, a potem nie będę chodził, bo mi zabraknie motywacji.
.
.
– I jak będziesz przychodził tutaj, to będziesz stąd zabierał motywację?
.
.
– [uśmiech i cisza]
.
.
– Czekaj chwilę, sprawdzę, czy dobrze rozumiem. Chcesz się zapisać na siłownię, tak?
.
.
– No tak.
.
.
– I chcesz tam chodzić regularnie, tak?
.
.
– No tak.
.
.
– To dlaczego Ty jesteś teraz tutaj, a nie na siłowni? I wydajesz więcej niż kosztuje karnet na siłownię, zamiast zostawić te pieniądze tam?
.
.
– No bo myślałem, że mi pomożesz znaleźć motywację.
.
.
– Dasz radę kierować samochodem kilkanaście minut? Do zrobienia?
.
.
– No tak, nawet dłużej.
.
.
– To wsiadaj i jedź.
.
.
– Ale gdzie?
.
.
– Na siłownię.
.
.
– No dobra.
.
.
[cisza. siedzi na kanapie]
.
.
– Nie dasz rady?
.
.
– Ale co?
.
.
– Wsiąść w samochód i pojechać.
.
.
– No dam.
.
.
[cisza. siedzi na kanapie]
.
.
– Nie jedziesz.
.
.
– Ale teraz?
.
.
– No teraz. Zanim skończy się czas naszego spotkania, będziesz zapisany.
.
.
– No dobrze, a jak za dwa tygodnie przestanę chodzić?
.
.
– A skąd my mamy wiedzieć co będzie za dwa tygodnie? Ty się nie martw za dwa tygodnie. Ty patrz co w tej chwili robisz. Teraz decydujesz w tej chwili. Siłownia i karnet w kieszeni czy kanapa i radosne pogaduchy o motywacji?
.
.
– No siłownia i karnet.
.
.
– To do zobaczenia, na kiedy Cię zapisać następnym razem?
W tym nie ma nic romantycznego, podniosłego ani wielkościowego. To tylko codzienne, pozornie drobne decyzje, z których każda pojedyncza, tu i teraz, jest do zrobienia. A jeśli potrzebujesz kogoś, kto powie Ci, że najlepszym sposobem pojechania na siłownię jest pojechanie na siłownię i wyśle Cię tam, zamiast z Tobą gadać o motywacji, to na początek możemy się tak umówić. Zapraszam.
Fot.: Jakob Owens
Dodaj komentarz